Электронная библиотека » Ежи Довнар » » онлайн чтение - страница 7

Текст книги "Полтергейст"


  • Текст добавлен: 21 июля 2016, 03:40


Автор книги: Ежи Довнар


Жанр: Драматургия, Поэзия и Драматургия


Возрастные ограничения: +16

сообщить о неприемлемом содержимом

Текущая страница: 7 (всего у книги 7 страниц)

Шрифт:
- 100% +

Zrobił niewielką pauzę, po czym dodał tylko jedną frazę:

– A my tutaj wyjaśniamy, kto ma rację, a kto jest winny.

Nastąpiła cisza. Zdaje się, że Fryderyk Zeine rzeczywiście wszystko to zobaczył, – tak przekonujący był jego monolog, – ale z powodu zmęczenia, lub, co bardziej prawdopodobne, od przeciążenia, jakoś stopniowo wymiękał, i na pewno nie mógłby wygłosić po raz kolejny takiego przemówienia. Zresztą, nie było takiej potrzeby – tak mocno nasycona przepowiedniami wypowiedź potrzebowała długiego „przetrawienia” przez świadków tego unikalnego przedstawienia, które, zdaje się, zbliżało się do końca. Razem z mnichem zaczęły wyczerpywać swą energię pozostałe hologramy, tym bardziej, że blady świt zaczął szybko i pewnie przebijać się przez mrok nocy, jak to ma miejsce na średnich wysokościach. Poranna gama świetlna zaczęła pochłaniać warstwami niebieską mgłę. Postacie ze spektaklu szpitalnego zaczęły rozpuszczać się niczym we mgle, i podobnie, jak Śnieżynka z nadejściem wiosny, topnieć na oczach uczestników i widzów. Ich hologramy traciły blask, świecące się wokół aureole stopniowo gasły, i powstałe pustki zlewały się z całą przestrzenią pokoju. Nocny spektakl zbliżał się do końca, lecz zamiast oklasków troje uczestników klaskało, zdaje się, własnymi rzęsami, starając się przemyśleć to, o czym przed chwilą rozmawiano w tym pomieszczeniu. Hanna powoli przychodziła do siebie. Po przeżyciach, które nastąpiły w jej życiu w tak krótkim czasie, żaden człowiek nie przeżyłby nigdy niczego podobnego w przeciągu całego swojego życia, nawet w najbardziej fantastycznych snach. Stan Walerego Filipowicza i Romana Nikołajewicza po szoku, jaki przeżyli, był – wyrażając się językiem medycznym – umiarkowanie stabilny i nie wzbudzał niepokoju co do ich stanu psychicznego i życia. Ale zaszła konieczność natychmiastowej zmiany sytuacji i ktoś zaproponował poranny spacer po Samborze.

III

Propozycję przyjęto i wkrótce dwóch mężczyzn i jedna kobieta, przechodząc obok śpiącego kamiennym snem strażnika, który wcześniej przyjął “środki nasenne”, wyszło na zewnątrz ze szpitala. Poranny chłód i przeraźliwe promienie wschodzącego słońca wywarły na nich dobroczynny wpływ, eliminując tym samym następstwa metafizycznego wpływu, któremu zostali poddani. Prostracja, w której przebywały świeżo upieczone duchy, przemieniła się w dobry nastrój i wkrótce wszyscy szli wzdłuż centralnej ulicy miasta, przełykając chłodną poranną mgłę i w oka mgnieniu zapomnieli o fantasmagorii, która miała miejsce zeszłej nocy. Możliwe, że żadne z przedstawionych w szpitalu wydarzeń nie miało miejsca, a idąca za nimi polska stewardessa była jedynie zagraniczną turystką, która przyjechała, aby zwiedzić ukraińskie Podkarpacie. Ulica była kompletnie pusta, i tylko lekki wiaterek zaganiał wzdłuż krawężnika śmieci w postaci konfetti i pustych opakowań po papierosach. To wszystko, co pozostało po wczorajszej szumnej paradzie. Niespodziewanie Roman Nikołajewicz wziął na siebie rolę przewodnika:

– Nasze miasto pojawiło się dosyć późno, na początku był Stary Sambor, a jeszcze wcześniej było podgrodzie Pogonicie. Stary Sambor spalili ordyńcy, a po epidemii dżumy, ci, którzy przeżyli, zdecydowali się zmienić miejsce zamieszkania. W ten oto sposób założono teraźniejszy Sambor. Możliwe, że te wydarzenia zbiegły się z legendą o królowej Bonie, o której wam już opowiadałem, a może i nie, sam już nie wiem. Tutaj, z prawej strony na wzgórku, znajduje się kościół Jana Chrzciciela, na terytorium, którego, po wizycie papieża Jana Pawła II w 2001 roku bedzie wzniesiony na jego cześć pierwszy pomnik papieski na Ukrainie.

– Poczekajcie, poczekajcie. To co, po kontakcie z mnichem pan stal sie jasnowidzem?

– No tak. A co w tym jest dziwnego? Przeciez znacie przyslowie: kiedy wejdziesz miedzy wrony, zaczniesz krakac tak jak one – jak gdyby nigdy nic odpowiedzial Roman Mikolajewicz i przedluzyl swoj exkurs:

– A oto teraz podchodzimy razem z wami do cerkwi Narodzenia Świętej Bogurodzicy, która słynęła z tego, że tutaj mieści się część relikwii opiekuna wszystkich zakochanych, świętego Walentego. Grobowiec z jego relikwiami był przekazany przez Watykan pod koniec XVIII wieku, i od tego momentu przyciąga on nie tylko młodych ludzi, ale również chorych na epilepsję, którzy przyjeżdżają tutaj z całej Ukrainy. A teraz, chodźcie, zejdziemy w dół na bazar, – który otwierają bardzo wcześnie.

Betonowe schody, po których schodzili, wyprowadziły ich na główną ulicę, przez którą przechodząc, znaleźli się na bazarze miejskim. Bazar dopiero co zaczynał ożywać, nabierając rumieńców i wprowadzając w ruch coraz większą liczbę ludzi. Kramy były wyścielone produktami, ze wszystkich stron zaczęli napływać klienci, i rozpoczął się zwyczajny handel na targu, którą mieszkańcy małych ukraińskich miasteczek wolą od handlu w sklepach. Przechodząc obok kramów z artykułami spożywczymi, Hanna usłyszała polski język. Podeszła bliżej. Okazało się, że polscy domokrążcy z Przemyśla przywieźli minibusem odzież na sprzedaż – przyjeżdżali tutaj co tydzień. Hanna z ulgą westchnęła – jak się widzi swoich rodaków, od razu lżej się robi, i razem będzie można pewnie coś wymyślić. Zapoznali się. Walery Filipowicz wracał w tym czasie, obładowany jedzeniem: świeżymi bułeczkami, kanapkami i butelkami z mlekiem. Wszyscy rozgadali się. Polacy okazali się być całkiem miła parą, i powiedzieli, że nie zostawią swojego rodaka w potrzebie i zabiorą ją ze sobą. Jeśli chodzi o przekroczenie granicy, to przecież granica nie jest zamknięta, – jesteśmy mimo wszystko braćmi klasowymi – a Hanna też nie jest żadnym szpiegiem, czy też kontrabandzistą. A każdy może przecież zgubić dokumenty.

Bez mała, po jakimś czasie sprzedali wszystko, co przywieźli. Dobre jakościowo importowane, niechby i polskie rzeczy, nie tak często wpadały w ręce mieszkańcom Sambora, nie mówiąc już o mieszkańcach innych radzieckich miast i wsi. Radziecka publiczność, wychowała się przede wszystkim na wyrobach bawełnianych zakładów przemysłu odzieżowego Federacji Rosyjskiej, a one, jak wiadomo, nie chciały zaprzyjaźniać się z jakimiś tam burżuazyjnymi nylonami i perlonami. Dlatego też towar przywieziony przez Polaków, topniał w oczach i zabity aż po brzegi bagażnik mikrobusu wkrótce opustoszał. Polacy szybko wykręcili, i wybrali się w drogę powrotną. Hanna podziękowała swoim nowym przyjaciołom za towarzystwo, objęła każdego po kolei i skoczyła do autobusu. Silnik zawarczał, autobus ruszył z miejsca i, po przejechaniu terytorium bazaru, wyjechał na szosę. W tym momencie machający rękoma Walery Filipowicz i Roman Nikołajewicz zobaczyli wyraźnie, jak samochód powoli, nabierając prędkości, znikał z horyzontu. Co więcej, na samochodzie, podobnie jak w filmie o Fantomasie, wyrosła para skrzydeł i, znikając się w przestrzeni, pojazd zaczął wzbijać się w powietrze. Niczym hologramy nie tak dawno oglądanych postaci, zniknął w oka mgnieniu. Możliwe, że na zawsze.

Sroka, która zerwała się z drzewa i poleciała za nią z przenikliwym krzykiem, typowym dla tego ptaka, w połowie drogi porzuciła próby dogonienia pojazdu i, zrobiwszy przystanek na bramie wjazdowej do bazaru, zdziwiona zamachała czarno-białym ogonem.


Страницы книги >> Предыдущая | 1 2 3 4 5 6 7
  • 3.3 Оценок: 6

Правообладателям!

Это произведение, предположительно, находится в статусе 'public domain'. Если это не так и размещение материала нарушает чьи-либо права, то сообщите нам об этом.


Популярные книги за неделю


Рекомендации